Mogę szczerze chyba powiedzieć, że jesień to moja ulubiona pora roku. Już zmęczona upałami, czekam na trochę chłodniejsze wieczory, mgliste poranki, na całą paletę jesiennych barw, na latające babie lato, na zapach dymu z ogniska i pieczone w nim ziemniaki. To są moje wspomnienia z dzieciństwa. No jeszcze zbieranie dyń, orzechów, zapachy przetworów, które babcia robiła.
Otulam dom ciepłymi pledami, zapalam świece, piję rozgrzewające herbatki i zaczytuję się w pięknych historiach...
Ale nie zostajemy w domu cały czas, gdyż bardzo często chodzimy do lasu, lubimy szelest liści pod nogami, zbieranie grzybów (ale jak ich nie ma to też wracamy z pełnymi koszykami... szyszek, gałęzi itd,). Korzystamy z pięknej pogody, ale też lubimy spacerować w deszczu.
Mam wrażenie, że jesienią czas trochę zwalnia, co w dzisiejszym świecie jest nam bardzo potrzebne. Choć odrobinkę. Mamy więcej czasu dla siebie, dla rodziny, ale i pobyć fizycznie w domu. Uwielbiam te samotne, ciche chwile. Jestem tzw. wrażliwcem i przebodźcowanie nie działa na mnie za dobrze. Potrzebuję czasu by się wyciszyć, zwolnić.
Dlatego może tak kocham jesień. Za zwolnienie...
A Wy kochacie jesień? Za co?
Pozdrawiam
Edyta